niedziela, 31 stycznia 2016

Little Adam's Peak

Wczoraj podziwialiśmy Ellę z poziomu torów kolejowych dziś ze szczytu Małego Adama. Na Dużego Bóg zesłał Adama prosto z raju. Na Małym pewnie był zaraz później, bo wiele z raju tam zostało. Za przewodników dziś mieliśmy odmianę kozic - psy górskie:) Prowadziły nas z samego dołu na szczyt znikając na chwilę gdzieś po drodze. Pewnie znały skrót. 



Rajskie widoczki ze szczytu. 



Powrót przez plantacje herbaciane urzekł nas równie mocno. Herbata prosto z krzaka smakuje trawiasto, ale posmak w ustach zostawia taki sam jak z filiżanki. 







Na plantacji herbaty powszenie spotykane krowy górskie. Ciekawe czy dają herbaciane mleko. 


Po drodze niemal w każdym domu sprzedawane są kokosy prosto z ogrodu. Trudno się oprzeć. 


Kolacja typowo lankijska - lamprais - warzywa zapiekane z ryżem w liściach bananowca. 




sobota, 30 stycznia 2016

Ella - 7 dni z herbatą

Po 10 dniach wyczerpującej podróży, ciągłych przeprowadzek i intensywnego zwiedzania - zatrzymaliśmy się na dłużej w Elli. Miasteczku otoczonym górami i plantacjami herbaty. Pociągi tak nam się spodobały, że dziś ruszyliśmy torami na zwiedzanie okolicy. Podróż nasypem kolejowym jest tu całkowicie zwyczajna, jak chodzenie po chodniku u nas. Tu bowiem chodniki nie występują:)



Krótka analiza - iść dalej? Spotkanie z pociągiem w tunelu? Eeeee... Chyba nie będzie jechał.... 


Jechał!


Ale warto było iść dalej - wodospad przy samych torach. 


Na torach poznaliśmy też młodego lankijczyka, który poopowiadał nam o swojej szkole, życiu, planach, pokazał kilka miejscowych ciekawostek. 


Po drodze podziwialiśmy mecz krykieta narodowego sportu lankijskiego. Nadal zasady gry pozostają jednak dla nas tajemnicą. 


 Na kolację kottu rotti z sosikami - piekielnym i niebiańskim. Odkrycie sezonu - ogień ostrości najlepiej gaszą banany. Gdy twarz Wojtka zrobiła się fioletowa uprzejmy pan szybciutko przyniósł mu banana na zagrychę. Pomogło. 





piątek, 29 stycznia 2016

W drodze do Elli



Ella to mała miejscowość w centrum Sri Lanki otoczona górami i plantacjami herbaty. Sam Pan Lipton wybrał jej okolice jako najpiękniejsze miejsce do założenia swego herbacianego biznesu. Nie wiemy jeszcze jak sama Ella, ale droga do niej była magiczna. Najlepsze miejsca w pociągu to siedzenie w otwartych drzwiach wagonu trzeciej klasy. Widoki, poznawani ludzie, śpiewy, uśmiechy, poczęstunki... Po 7 godzinach podróży wysiada się obściuskując pół wagonu współpasażerów. Niezapomniane przeżycia i niezwykli ciepli otwarci ludzie! 







Dzień kończymy tradycyjnie lankijskim cury, z żółtym ryżem, świeżymi liśćmi laurowymi i papadam - to jakby faworki tylko, że na słono. 


Dziś zdjęcia tylko z telefonu, bo sprzęty nas nie lubią. To możliwe żebyśmy mieli wirusa blokującego zdjęcia na karcie sd? Pomocy! 

czwartek, 28 stycznia 2016

Ogrody Królewskie w Peradeniya


Ogród botaniczny pod Kandy został założony w 1371 roku i to widać po wielkości drzew. Piękne miejsce na ucieczkę z totalnie zatłoczonego, stojącego w korkach Kandy  (o katalizatorach tu pewnie nikt nigdy nie słyszał). Szpalery palm, ooooogromne tekowce, orchidee, cynamonowce, drzewa obwieszone egzotycznymi owocami, albo nietoperzami dla odmiany.  To wszystko robi niezwykłe wrażenie. 60 hektarów raju. 









Poniżej bardzo rzadko występujące palmy, których owoce dojrzewają przez 8 lat i ważą po 20 kilo!


Zadziwiające nietoperze, w ogromnej ilości obsiadające drzewa, które nie boją się słońca i latają w środku dnia. 


To nie owoce ani liście - same batmany!



Dzień lenistwa w parku zakończyć można tylko pachnącą kormą w kremowym cury, sokiem z limonek i sałatką owocową. Na kolację samosy, rollsy i wegańskie pastrami. Mmmmnm.... A i jeszcze sok robiony na miejscu z  marakui... Szaleństwo doznań. 




środa, 27 stycznia 2016

Matale i Kandy - Świątynie

Knoce w drodze do pól herbacianych zwiedziły dwie ważne lankijskie świątynie. Pierwsza hinduistyczna w Matale. Bogactwo kolorów, bóstw, magicznych stworów, kadzideł, kobiet w sari...





Druga buddyjska w Kandy. W niej niezwykłe spotkanie i niemal mistyczna rozmowa z mnichem. Obserwacja nieznanych nam obrzędów u stóp najświętszej relikwii - podobnież zęba samego Buddy. 





Do tego zachód słońca nad jeziorem, małpy, warany, flamingi i ... kaczki, które dla lankijczyków były najciekawsze i wszyscy robili z nimi zdjęcia:)

wtorek, 26 stycznia 2016

Ritigala i Indiana Jones

Drogi pamiętniku - dziś pojechaliśmy autobusem w dżunglę, potem rykszą jeszcze dalej w dżunglę, by na końcu piechotą dotrzeć do antycznego zapomnianego miasta w samym sercu dżunglowiska. Faktycznie można się poczuć jak na planie filmowym do Indiana Jones, pobujać na lianie, poprzyglądać małpom na starożytnych murach, popodziwiać
ogromne drzewa tropikalne. I z lekkim strachem wypatrywać słoni, których teren został oddzielony od nas tylko .... pastuchem elektrycznym.