Bajkowa kraina w centrum Europy, 1,5 godziny lotu od nas oddalona.
Rozpoczęliśmy jej smakowanie od starożytnego Zadaru. Oszołomiło nas morze grające na morskich organach, olśniły wizualizacje solarne i oczarowały zabytkowe budynki, lśniące kamienne bruki i dźwięki - zaczęliśmy festiwalem folklorystycznym a skończyliśmy koncertem gitarowym na ryneczku starego miasta. Zadar opowiedział nam bajkę o starożytnie współczesnym miasteczku.
Mieszkamy pod Zadarem w swojskiej wioseczce Bibinje. Sąsiadujemy z osiołkami.
Druga bajka o księżniczce, która mieszkała za 6 górami i 1000 wodospadami. Plitvickie jezera czarują ogromem wody, jej barwą, hukiem spadających z gór hektolitrów z "przeciekających" jezior.
Nin to malutkie średniowieczne miasteczko na półwyspie niemal z każdej strony otoczonym płyciznami Adriatyku i solinami. Z najmniejszą katedrą na świecie, zamieszkałą przez jaskółki.
Piękny Szybenik wdrapuje się na wzgórze nad mariną wąziuteńkimi uliczkami, kamiennymi fasadami domów, przyciąga wzrok wspaniałą, misternie zdobioną w kamieniu katedrą. Ze szczytu w dół spogląda solidna twierdza i pozwala też zerknąć turystom. Chłonęliśmy wrażenia z otwartymi japami.
Na miłe zakończenie dnia jeszcze wygrana z Irlandią w Trogirze!
Wieczorne smakowanie Trogiru.
Kolejna bajka to historia księcia o 7 malutkich zamkach spoglądających na morze lub stojących centralnie w morzu. Kastela. Zamek Gomilica polecamy szczególnie gorąco.
Salona to antyczne riuny jednego z najwspanialszych miast Cesarstwa Rzymskiego wymieszane z ogródkami rodzinnymi. Piękna Salona pożegnała nas deszczem i piękną tęczą.
Stateczek zawiózł nas do Splitu, nasz zachwyt średniowiecznymi miastami Chorwacji jest fantastycznie stopniowany. Każde kolejne jest piękniejsze od poprzedniego.
Wcale nie taką łódką płyneliśmy, wymowna nazwa;)
Zupełnie przypadkowo odwiedzony Omiš wystrzelił nas w kosmos zachwytów.
Bardzo Modre Jezero.
Krótki wypad do Bośni i Hercegowiny również wart był grzechu. Mostar powala urokiem.
Pocitejl - wielkie pozytywne zaskoczenie w drodze do Dubrownika. Spokojne bośniackie miasteczko na stromym stoku kotliny Neretwy, z zapomnianą twierdzą i wspaniałymi widokami ze szczytu.
Zakochaliśmy się w Hercegowinie, jej zieloności, dzikości i ... jakby zagubieniu w czasie - w najlepszym tych słów znaczeniu.
Dubrownik na finał wyprawy. Z przytupem. Uczucia mieszane... Dziki tłum ludzi, dzikie temperatury, dzikie ceny i dzikie zasady parkowania. Postój kosztował nas 800 kun z uwagi na nieogarnięcie płatności. Serio nigdzie nie widać było parkometrów, informacji, nikt nie miał kartek z opłatą w aucie. Ostrzegamy! Ale wrażenia i widoki bezcenne.