sobota, 1 lutego 2014

Chiang Mai

Do Chiang Mai dolecieliśmy w całości. Lot malutką Cesną, nad górami porośniętymi dżunglą, poprzecinaną polami ryżowymi był wyjątkowy. Gdyby nie wielka ciekawość obserwowania pracy pilotów i urządzeń samolotu, startu i lądowania widzianych przez przednią szybę - chyba umarłabym ze strachu. 







Po szczęśliwym przywitaniu z ziemią ruszyliśmy na jej zwiedzanie. Centrum Chiang Mai przepełnione jest watami - wszelakimi: drewnianymi, ceglanymi, antycznymi i w których farba jeszcze nie wyschła, po kilku godzinach zwiedzania w pełnym słońcu i 30 stopniowym upale można dostać watowstrętu:-)  Do tego miasto jest przepełnione niekończącym się tłumem Chińczyków, którzy przyjechali tu na obchody Nowego Roku. Ich Sylwester wygląda nieco inaczej niż u nas. Przegapiliśmy np. pokaz fajerwerków, który z zaskoczeniem dla nas odbył się o 22, a nie jak myśleliśmy o północy. Chińskie świętowanie polegało głównie na konsumpcji na ulicy z ręki w płynącym tłumie lekko szokujących nas rzeczy jak: malutkie ptaszki, larwy, czarne glutowate coś, suszone ośmiornice. Zdecydowalismy się spróbować makaronu z chińskimi grzybami (Wojtek normalnie wymiata pałeczkami, nawet zupę umie nimi zjeść bez kawałka łyżki).
Na zdjęciu poniżej szok gastronomiczny - swieżo wyciskany sok z trzciny cukrowej (a myśleliśmy, że to bambus).





Wieczorem odbyły się pokazy chińskich tańców i śpiewów. Zobaczyliśmy też wyczekiwany taniec smoka - dwóch tancerzy połączonych smoczym strojem przeskakiwało na palach - niezłe wrażenia. Do tego pięknie oświetlone chińskimi lampami ulice. Balowaliśmy tak długo, że nie dało rady już nic wczoraj napisać:-) 


Dziś za namową watofila Wojtka watofobka Marta dała się namówić na wyjazd do kolejnego watu Doi Suthep na wysokim wzgórzu za miastem. Wat ten pokryty jest taką ilością złota, że w słońcu bez okularów wprost nie da się na niego patrzeć. Wiedzie do niego 300 schodków, ale na szczęście dla leniwych turystów jak my zainstalowano kolejkę. Jeden z buddyjskich mnichów postanowił (chyba) nas nawrócić obficie polewając nas wodą podczas (chyba) błogosławieństwa w świątyni. Niestety mamy braki w wiedzy dotyczącej praktyk buddyjskich. Wojtek w świątyni wyciągnął wróżbę, iż jego małżeństwo będzie wspaniałe a żona najlepsza jaką można mieć. Przez grzeczność nie pytałam kiedy zamierza się znowu ożenić:-) 




Odkrycie dnia: pyszne, słodko kwaśne mangostany, mniam....

13 komentarzy:

  1. Co za obłęd. Życie jak w jakiejś innym wymiarze. Równoległe rzeczywistości. :)
    Boję się o wasze organizmy. Ciekawa jestem ile rzeczy zjedliście nie mając pojęcia czym są. Malutkie ptaszki? Rarytas!
    Wspaniała wróżba, myślę, że trafna. Z siłami wyższymi nie warto dyskutować!
    olka

    OdpowiedzUsuń
  2. A, no i Karus wysyła specjalnie pozdrowienia:
    http://s6.ifotos.pl/img/1ajpg_ehprrrx.jpg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rany, jaką wielką przyjemność nam zrobiłaś!!! To takie słodkie. Chyba jednak do Was wrócimy. Ściskamy mocno. Buziaki. I prosimy o jeszcze - zwłaszcza zwierzęcej rodzinki w komplecie.

      Usuń
    2. No, wracajcie lepiej, bo jak widać zwierzęta są zdegustowane. I nie tylko one. :) Całusy!
      olka

      Usuń
  3. Kosmos kosmiczny :)
    Budda jest Wielki, Ciepły, Mądry, ba Najmądrzejszy i jaki Czuły! Nie ma już absolutnie co wnikać w jakieś tam szczegóły praktyk religijnych ... Szkoda czasu. Lepiej gdzieś polecieć, zatańczyć, zjeść, zdobyć (pieszo lub mniej pieszo) jakiś kolejny wat :) [a potem jakąś fotkę wrzucić na bloga- napisali egoistycznie,ale wybaczcie, bo nas totalnie wciągnęliście w tę Eskapadę ]
    Patrzymy za okno, potem na Wasze zdjęcia i... realne czy nierealne? Świat!
    Te mangostany to owoc? Warzywo? Potrawa? Wygląda nieco jak grzybek?
    Pozdrawiamy sprzed monitora Drogich Watofobkę i Watofilka :)
    I już jutra się doczekać nie możemy *)*)*) kopry

    OdpowiedzUsuń
  4. Mangostany to owoce. Przepyszne, zakochaliśmy się. Równie gorąco Was pozdrawiamy. Choć TU słowo "gorąco" nabiera tu innego znaczenia.

    OdpowiedzUsuń
  5. No dobra, to jednak już Wam zazdroszczę...
    No i wiem, że chcecie pokazać na zdjęciach świat a nie siebie, ale widzę zdecydowaną nierównowagę i dużą ilość nadmiernie owłosionego czterdziestolatka...:)
    Naprawdę macie ekstra...
    Czekam na więcej fajnych opowieści...
    PCz

    OdpowiedzUsuń
  6. No małpy,jak małpy daleko do nas w ewolucji nie mają:)Wojtek widzę pała ogromną radością w przed lotem:) Nie mówiąc o ogromnej zapewne,ale ,jakże płonnej zmianie małżonki po wrózbach he he ,sawczuczki

    OdpowiedzUsuń
  7. No dobra, niech Wam będzie, napisaliście o tych obchodach. Nie zauważyliśmy, że jest nowszy post. Niniejszym tym komentarzem unieważniamy poprzedni komentarz i gratulujemy Wojtkowi - zawsze jest jakaś nadzieja dla Marty:)))
    MiS P..

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale fajnie. Spojrzałem po kilku dniach przerwy i rewelacja. Mam wrażenie, że moglibyście tak jeździć do końca 2014roku. Trzymamy kciuki i życzymy udanej zabawy. Ania i Rafał.

    OdpowiedzUsuń
  9. Lot nad koroną drzew będąc prawie pilotem - ile taka przyjemność kosztuje? Bo wrażenia bezcenne :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Rewelacyjne przygody!
    Czytając Wasze relacje i oglądając zdjęcia .... słuchajcie - nie wracajcie do Polski! Temperatura w porywach do 6 stopni na plusie, w nocy przymrozki, od morza wieje, od południa nie widać poprawy, na zachodzie istny Babilon a od wchodu .... sami wiecie ...:)
    Korzystajcie ile możecie !

    OdpowiedzUsuń
  11. Bradzo skormny ten blog:(

    OdpowiedzUsuń